Kochany
pamiętniku. Dzisiejszy dzień to udręka, wręcz koszmar. Olga znosi
mi coraz więcej ksiąg do czytania, a ja mam ich już dość. Co
jakiś czas którąś chowam i mówię, że przeczytałam. Całe
szczęście babcia nie przepytuje mnie z nich, uff. Byłam też
dzisiaj ostatni raz w szkole – pożegnałam się ze wszystkimi.
Smutno mi, że musimy wyjechać, ale nie mamy innego wyjścia. Olga
mówi, że tak będzie najbezpieczniej jeśli chodzi o nasze życie.
Pamiętasz jak opowiadałam ci, że moi rodzice umarli na jakąś
tajemniczą chorobę? Okazuje się – przynajmniej tyle usłyszałam
z rozmowy babci z dziadkiem – że oni zginęli w wypadku
samochodowym, który był ukartowany.
Boli
mnie to, że dowiedziałam się prawdy, ale przynajmniej wiem co tak
naprawdę stało się tamtego dnia. Ogólnie Olga bardzo mało ze mną
rozmawia, chciałabym się czegoś więcej dowiedzieć o mamie,
tacie, o mnie. Jedyne co wiem to mama i tato pracowali w wielkiej
fabryce na wysokich stanowiskach i to ich zabiło, chyba. Pamiętam
jak dziś, że kłócili się o to czy podpiszą jakiś kontrakt z
inną firmą czy nie. Parę dni później – nie było już ich.
Zdecydowali, że nie podpiszą kontraktu. Mama była w ciąży,
miałam mieć brata – czternaście lat różnicy byłoby między
nami. Ponoć termin był w moje urodziny. Najbardziej zła jestem na
tych co ich zabili za to, że zabili mojego brata, moją rodzinę.
Szczęście w nieszczęściu – nie wylądowałam w domu dziecka.
– Słoneczko!
- z dołu dobiega cichutki głosik babci. – Chodź na obiad,
szybko!
– Już
idę – odpowiadam i szybko zbiegam na dół.
Kiedy
wchodzę do kuchni wita mnie cudowny zapach pierogów z truskawkami,
a do tego pierogów ukraińskich i ruskich. Babcia zawsze uwielbiała
komplikować sobie życie i robiła wiele rodzai danego posiłku.
Wzięłam z szuflady talerz, z drugiej widelec i nałożyłam sobie
po kilka pierogów z danego rodzaju. Najbardziej smakowały mi
ukraińskie i z truskawkami.
– Dzisiaj
wyjeżdżamy – mówię smutno, choć tak naprawdę chciałam jak
najbardziej to ukryć.
– Niestety
tak, ale tak jest najlepiej dla nas obu i dla wszystkich –
podchodzi i głaszcze mnie po głowie. – Obiecuję, że będzie ci
tam dobrze, gwarantuję to.
Jakoś
nie zbyt mi się chce w to wierzyć, ale staram się. Tu, w Krakowie
naprawdę dobrze się czułam. Może nie byłam zbyt akceptowalna
przez innych, ale jedną przyjaciółkę miałam i nawet adoratora –
skutecznie go od siebie odsuwałam, nie chciałam z nikim być, a tym
bardziej z kimś kto miał wszystko i nie umiał nic docenić. Zaraz
po obiedzie poszłam się pakować, a Olga troszkę mi w tym pomogła.
Zabrałam tylko najpotrzebniejsze rzeczy, czyli wszystko to co może
się przydać w Kalifornii. O miejscu naszego wyjazdu także
dowiedziałam się z rozmowy babci z dziadkiem.
Z
tego co wiem to mam tam jakąś rodzinę, która pomoże nam na samym
początku zaaklimatyzować się, a przy okazji załatwią mi szkołę,
babci jakieś mieszkanko. Do torby schowałam także laptopa i całą
resztę sprzętu, które tutaj nie zostawię i komuś oddam. Jeśli
chodzi o ciuchy, to te, których nie wezmę po drodze damy do
Czerwonego Krzyża albo do MOPS-u, zależy od babci gdzie
podjedziemy. O godzinie dwudziestej jesteśmy już na lotnisku i
czekamy na samolot. Babcia już od miesięcy starała się o wizę i
udało się nam ją dostać, całe szczęście. Kiedy wywołali nasz
lot – z uśmiechem na ustach popędziłyśmy do właściwego
wyjścia, po okazaniu biletów weszłyśmy do samolotu i zajęłyśmy
swoje miejsca. Po dłuższym czasie maszyna wystartowała i
leciałyśmy do Chicago, aby potem móc dostać się do Kalifornii.
Podróż minęła nam zadziwiająco szybko, nawet Olga była w szoku,
a ponoć często przemieszczała się samolotami zanim wzięła mnie
pod swoją opiekę. Kiedy wyszłyśmy na lotnisko w Chicago Olga
szybko podeszła do telefonu i zadzwoniła do naszej rodziny.
– Cześć
wam. No my już w Chicago, zaraz będziemy szły do następnego
samolotu i z lotniska do was dojedziemy. Tak, tak, wszystko mamy. A
co? Nie, Eulalia dobrze się czuję, nie zauważyłam u niej typowych
książkowych zmian, a Adam już je ma? Ohh, chyba troszkę za
wcześnie. My za niedługo będziemy, także spokojnie. No, pa. -
Odłożyła słuchawkę i podeszła do mnie. - Skarbie, ciocia Oliwia
z wujkiem już na nas czekają, więc szybko musimy iść na następny
samolot. Bilety mamy, oni nam zarezerwowali, więc nie ma co się
martwić. Adam nie może się doczekać spotkania z tobą, więc
pamiętaj, masz być miła, ponieważ on jest ciężko chory.
Złapała
mnie za ramię, poszłyśmy po bagaż tylko po to, aby z powrotem je
oddać. Głos w głośnikach wyraźnie powiedział, że musimy się
zgłosić do wyjścia, aby się nie spóźnić na lot. Kiedy ja
goniłam za babcią – co jest dziwne, bo kobieta ma prawie
dziewięćdziesiąt lat – w mojej głowie huczały słowa „Nie
zauważyłam u niej typowych książkowych zmian”. Nie mogłam
pojąć o co może chodzić, ale mam nadzieję, że jak będziemy na
miejscu to dowiem się wszystkiego. W międzyczasie spojrzałam na
bilety, które miałam wręczyć pani przy wyjściu „Airport
Boulevard, Los Angeles, California, USA”. Miasto Aniołów, zawsze
chciałam tam polecieć, ale nie wiedziałam, że będzie to możliwe
i tak bardzo realne. W LA ciocia z wujkiem mają po nas przyjechać,
więc nie będzie problemu z dojazdem do ich domu.
– Babciu! Zaczekaj na
mnie! - krzyczę z nadzieją, że mnie usłyszy w tym tłumie.
Usłyszała,
zatrzymała się.
– O co chodzi z
Adamem i czemu stwierdziłaś, że ja nie mam książkowych zmian.
Zmian, ale w czym? Ja już nic nie rozumiem, babciu. - opuściłam
ręce w dół z braku siły.
– Chodzi o to, że
każdy członek naszej rodziny, naszej kultury ma jakieś objawy
jeśli chodzi o różne aspekty jego życia. Ty nie masz żadnych
objaw porzucenia dotychczasowego miejsca zamieszkania ani z powodu
braku rodziców. Adam ma objawy tego, że będzie mieszkał tak
naprawdę z obcymi dla niego ludźmi i to go przeraża. To są takie
nasze kulturowe fobie. Powinnaś to wiedzieć, czytałaś książkę
o tym, no chyba że oszukiwałaś. Oszukiwałaś? - Olga
wytłumaczyła mi to tak szybko, że zrozumiałam tylko co drugie
słowo albo w ogóle.
– Czytałam, ale nie
zrozumiałam kompletnie niczego, nie wiedziałam o co dokładnie
chodzi autorowi tej książki. Wiesz co babciu, porozmawiamy o tym
może na spokojnie w samolocie albo u cioci jak zostaniemy same, co?
- starałam się powiedzieć to jak najbardziej entuzjastycznie.
Stwierdzenie,
że nie mam objawów jeśli chodzi o utratę rodziców to dość
odważne posunięcie, bo przez długi czasu nie mogłam się z tym
pogodzić. Babcia w pewien sposób zastąpiła mi ich, ale nie tak
jak tego oczekiwałam. Gdyby tak naprawdę interesowała się moimi
uczuciami wiedziałaby, że to było dla mnie straszne. Może zmiana
miejsca pobytu już nie jest taka zła, ponieważ jestem w mieście o
którym w sumie marzyłam i czasami mi się śniło, to i tak mi
smutno. Opuściłam swoich znajomych, opuściłam cudowne miasto,
które znałam, ale potrafiłam się zgubić i zawsze trafiałam do
domu. Jestem teraz jedynie tej nadziei, że w nowym mieście, nowym
kraju poznam kogoś ciekawego i jakoś uda mi się dostosować. Może
z językiem nie jestem za pan brat, ale dam radę. Olga jest w
cięższej sytuacji, ale jej pomoże ciocia. Kiedy weszłyśmy do
samolotu i zajęłyśmy swoje miejsca, odchyliłam głowę do tyłu i
starałam się usnąć. Jednak skutecznie nie pozwalał mi hałas
jaki tworzyli wsiadający ludzie. Udało mi się usnąć chwilę po
starcie maszyny.
Na
początku biegałam po lesie, swobodnie, powoli – rekreacyjnie po
prostu. Po drodze spotkałam Magdę, która nie wyglądała normalnie
– po twarzy miała rozsiane czerwone kropeczki, a z rąk kapała
jej czerwona ciecz.
– Magda, co się
stało?! - złapałam ją za barki i mocno potrząsnęłam. Nie
odpowiedziała.
Jedyne
co zrobiła to otworzyła szerzej oczy, a z jej ust wydobył się
przeraźliwy krzyk. W głowie mi się zakręciło, upadłam na
ziemię. Kiedy znów byłam w stanie rejestrować obrazy zobaczyłam,
że jestem w jakimś budynku, w hali fabrycznej. Magda wygląda już
normalnie, aż za normalnie. Niedaleko niej stoi jakiś chłopak i
chaotycznie macha rękoma. Mrugam kilka razy, aby obraz się
wyostrzył, lecz nadal widzę jak przez mgłę. Ktoś się do mnie
zbliża.
– Co mi robicie?!
Zostawcie mnie! Ja nic wam nie zrobiłam! - krzyczę, choć tak
naprawdę z moich ust nie wychodzi żaden dźwięk.
Jeden
z nich jest wielki jak szafa, a drugi chudziutki jak patyczek. Ten
większy bierze mnie i przerzuca sobie przez ramię. Nie rozumiem nic
z tego co się dzieje, mój mózg pracuje na najwolniejszych obrotach
jakie mogą być, a oni wszyscy robią ze mną co chcą. Po dłuższej
chwili marszu, basior się zatrzymuje i rzuca mną na ziemię. Moje
ciało przygotowane było na uderzenie w beton, tymczasem upadłam na
miękki materac, a raczej na jego pozostałości, które miękkie nie
były. Mój mózg na tyle wrócił do normy, że kiedy otwierałam
oczy widziałam wszystko wyraźnie. Basior kręcił się w kółko,
chuderlak siedział na biurku i krzyczał do niego. Nie wiem czemu,
ale nie docierały do mnie żadne dźwięki, martwiło mnie to.
– Słyszy mnie
ktoś?! Halo! Ej, wy tam! Dajcie mi wyjść, ja nic nie wiem, nic
nie zrobiłam, błagam! - krzyczałam z całych sił.
W
końcu chudy do mnie podszedł, złapał moją brodę i przekręcił
twarz w swoją stronę – Albo się uspokoisz albo cię zabijemy –
mruknął tak cicho, że ledwie go zrozumiałam.
– Ale ja nic nie
wiem! Naprawdę, przysięgam. Błagam! - rozpłakałam się, nie
miałam już sił.
Nagle
poczułam jak ktoś mnie szturcha, najpierw delikatnie, później
coraz żywiej.
– Ell, wstawaj.
Wysiadamy – dociera do mnie cichutki głosik babci. - No chodź
kochanie.
Wstaję
powoli, mrugam i przecieram dosyć mocno oczy. W głowie nadal mam
ten sen, niedokończony sen. Chciałabym dowiedzieć się o co w nim
chodziło, co zwiastował. Spokojnym krokiem idę za babcią w stronę
wyjścia z lotniska, bagaże Olga zabrała kiedy ja byłam w
toalecie. Przed głównym wyjściem z lotniska babcia szuka cioci i
wujka. Po dobrych pięciu minutach stania i czekania ktoś do nas
podchodzi.
– Witajcie
dziewczyny! - z entuzjazmem w głosie starsza pani zabiera nas w
stronę parkingu. - Eulalia, jak ty wyrosłaś.
– Ciocia
Oliwia szybko mnie przytula i całuje w czoło. Odwzajemniam się
tylko uśmiechem, bo na tyle mogę sobie pozwolić i na tyle mam sił.
– Oliwio, jak ma się
Adam? Przechodzi mu trochę czy się nasila?
Babcia wyrzuca z
siebie słowa beznamiętnie, aż mi szkoda tego chłopaka, bo nikt
się nim nie interesuje i nikt nie pojedzie z nim do lekarza.
– Niestety, ale się
pogarsza. Robiliśmy już wszystko, nie działa nic. Może ty coś
poradzisz. Jan został z nim w domu na wszelki wypadek - ciocia ze
smutkiem wypisanym na twarzy wsiadła do samochodu.
Ja
schowałam nasze torby do bagażnika i ulokowałam się na tylnym
siedzeniu. Nie pozwoliłam sobie na uśnięcie, aby ten sen nie
wrócił. Nie chcę na razie do niego wracać, nie teraz.
***
Na
następny dzień miałam iść do szkoły, aby zobaczyć co i jak,
ale że z Adamem było naprawdę źle, babcia z ciocią postanowiły,
że zostanę w domu. Pokój na poddaszu całkowicie mi odpowiadał.
Miał swoją atmosferę i choć niewielki dla mnie był spory. Powoli
wzięłam się za rozpakowywanie torby i ustawianie rzeczy. Pod oknem
z którego widok rozpościerał się na piękne jezioro na biurku
postawiłam laptopa z aparatami i większością sprzętu. Szafa po
drugiej stronie pokoju, miała cudowne rzeźbienia kwiatowe, a
zagłówki łóżka również wykonane były z drewna rzeźbionego.
Zagłówki prezentowały cztery żywioły natury, chociaż nie wiem
jak rzeźbiarzowi udało się pokazać powietrze i to wszystko
połączyć, aby się komponowało.
Kiedy
już wszystkie moje rzeczy leżały na swoim miejscu z torebki
wyciągnęłam pamiętnik. Nie chowałam go w jakimś pokręconym
miejscu, ponieważ wiem, że nikt go nie ruszy. Zabrałam dresy z
komody oraz ręcznik i poszłam się myć, należało mi się to po
tak męczącej nocy i podróży. Pod prysznicem wpadłam na pomysł,
że skoro Adam jest chory, a ja mam przez to cierpieć i nie chodzić
do szkoły to może dobrze by było – dla mnie oczywiście –
gdybym sama tam poszła i zaznajomiła się z terenem i ludźmi. Po
relaksującym prysznicu poszłam na dół wcielić mój plan w życie.
– Cześć ciociu –
mruknęłam cicho i usiadłam na kanapie obok Adama. – Tak sobie
pomyślałam
– Cześć Ell, fajnie
że przyjechałyście. Chodźmy na dwór, pogadamy i zapoznam cię
ze swoimi znajomymi – donośny głos Adama odbił się echem w
mojej głowie. Przecież jeszcze kilkanaście godzin temu był
prawie umierający.
– Spoko, możemy iść,
tylko ja niezbyt mogę się z nimi dogadać, więc wolałabym na
razie unikać rozmów z nimi – posłałam mu lekki uśmiech i
szybko się podniosłam, ponieważ on już zbliżał się do drzwi.
Kiedy
go dogoniłam on cały czas na mnie spoglądał, a ja się peszyłam.
Jak na chłopaka starszego ode mnie o dwa lata wyglądał bardzo
chłopięco. Nie powiedziałabym, że ma szesnaście lat. W Krakowie
często ludzie mówili mi, że wyglądam na o wiele więcej jak
czternaście. Gdy znów na mnie spojrzał ja uniosłam jedną brew do
góry i skrzywiłam się. Nie lubiłam jak ktoś na mnie notorycznie
patrzył, a szczególnie kiedy się przez to rumieniłam.
– O co ci chodzi, że
tak na mnie cały czas patrzysz?
– Ej, nie udawaj
takiej niedoinformowanej – zaśmiał się sucho.
– Ale co ja mam niby
wiedzieć? I cholera o czym? – Z wrażenia aż się zatrzymałam,
bo ja naprawdę nic nie wiedziałam. Może chodzi mu o coś z
książek od babci, może o jakieś wiadomości, które miałam
przeczytać. – Oświeć mnie jeśli możesz.
– Nie mogę –
mruknął.
– To najpierw mówisz,
że jestem niedoinformowana, ale sam nie chcesz mi nic powiedzieć,
paranoja jakaś totalna.
Całe
szczęście nie odeszliśmy zbyt daleko od domu, więc śmiało
mogłam wrócić i dowiedzieć się czegoś od babci, ale coś mi nie
pozwalało odejść. Zasiadłam na krawężniku i kręciłam z
niedowierzaniem głową. To było dla mnie niepojęte. Nagle ktoś
kto jest moją rodziną – w sumie daleką i nie wiem czy jakkolwiek
jesteśmy spokrewnieni – twierdzi, że mało wiem, ale gdy chcę
pozyskać te informacje to nie może mi ich zdradzić. Czy ten świat
oszalał do reszty? Robiąc zeza zamknęłam oczy i wypuściłam
głośno powietrze. Chłopak postanowił usiąść koło mnie, ale ja
się od niego odsunęłam.
– Nie bądź na mnie
zła, bo kiedyś może będziesz potrzebować mojej pomocy. Też
kiedyś nie chciałem czytać tego wszystkiego, ale w końcu
stwierdziłem, że moja rola jest ważna w naszej kulturze i muszę
znać każdy szczegół, jakąkolwiek informacje dorwę znam ją. Ty
może nie będziesz tego potrzebować, bo od tego są tacy jak ja,
ale coś z tego musisz liznąć. A i skoro nie chcesz dzisiaj poznać
nowych znajomych to ja idę, do później.
I
zostałam sama. Adam poszedł, a ja nie miałam zielonego pojęcia co
ze sobą począć. Nie wiedziałam nawet o co mu chodziło w tym jego
monologu, ale miał rację, chyba. Olga bez powodu nie dawałaby mi
takich książek do czytania, może nawet wiedziałabym o co chodziło
w moim śnie. Wstałam z krawężnika, otrzepałam spodnie z brudu i
poszłam do domu. Nie mówiłam nic, weszłam do swojego pokoju,
złapałam gdzieś po drodze długopis i zabrałam się za pisanie w
pamiętniku.
Kochany
pamiętniku. Jesteś już w Los Angeles, jak na razie miasto bardzo
mi się podoba. Rodzinę mam tajemniczą, nie mogę zaprzeczyć. Też
byś nie zaprzeczył gdybyś ich poznał, naprawdę. Ciocia Oliwia to
specyficzna kobieta, manipuluje swoimi emocjami tak, że nawet nie
mogę tego ogarnąć. Na lotnisku najpierw była wesoła, później
smutna, bo Adam choruje – w sumie to już nie choruje, jest żwawy
jak koń. Wujka Janka jeszcze nie udało mi się poznać, z tego co
wiem to jest w pracy. Adam jest najdziwniejszy, człowiek zagadka.
Nie wiem jak jego znajomi z nim wytrzymują, bo ja go nie rozumiałam
w ogóle.
Pamiętniczku,
powiem ci, że trochę boję się zasnąć przez jeden sen. Był tak
pogmatwany, że do tej pory nie umiem go rozszyfrować. Była tam
Magda, wiesz która. Spotkałam ją w lesie, była brudna od krwi.
Później znalazłam się w jakieś hali w fabryce z dwoma facetami –
jeden był wielki jak dąb, a drugi chudziutki jak patyczek – a na
samym końcu znalazłam się w jakimś pomieszczeniu z materacem. Ten
chudy groził mi, że mnie zabije jak się nie uspokoję. Babcia o
nim nic nie wie, ale poważnie zastanawiam się czy jej o nim
powiedzieć, bo może by mi pomogła.
Zamknęłam
zeszyt i opadłam bezwiednie na oparciu fotela. Może dzisiaj wiele
nie zrobiłam, ale dzień był tak męczący przez atmosferę jaką
wytworzył Adam, że naprawdę źle się czułam. Przebrałam się w
piżamę, wzięłam laptopa i położyłam się do łóżka.
Przeglądając informacje o szkole do której miałam pójść –
okazało się, że to naprawdę prestiżowa szkoła i w sumie nie
powinni mnie przyjąć. Jeszcze chwilę poszperałam w Internecie, a
kiedy trafiłam na coś ciekawego akurat mi się rozładował.
Odłożyłam komputer i schowałam się pod kołdrą. Modliłam się
w duszy by nie przyśnił mi się ostatni sen.
____
Wiem, że rozdział może nie zachwycać, ale zaczynałam go wieloma formami. W końcu którejś nocy wpadłam na pomysł, że zacznę od wpisu pamiętnikowego. To mnie w sumie nawet pchnęło do weny by skończyć ten rozdział i oto jest.
W ramce "Coś nie na temat" możecie zaobserwować mojego bloga, co bardzo ułatwi mi życie, ponieważ nie będę musiała wszystkich z osobna informować o nowym rozdziale.
Mam nadzieję, że rozdział mimo wszystko się spodoba i nadal będziecie ciekawi losów Eulalii.
Nie mogę powiedzieć, aby rozdział był mega ciekawy, ale wdraża w życie głównej bohaterki. To dobrze ;) Mam nadzieję jednak, że w następnym pojawi się jakaś akcja ;P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Sophie <3
Właśnie moim głównym założeniem było, aby rozdział nie miał zbyt dużo akcji w sobie, ale żeby wprowadzał historię. Staram się jak mogę z nowym rozdziałem, by miał akcję, ale nie wiem jak mi to wyjdzie.
UsuńRównież pozdrawiam. :)
Przez błędy się ciężko czyta, ale ogólnie ciekawie :)
OdpowiedzUsuńRozumiem - błędy. Moja beta jest w trakcie redagowania rozdziału, ale powoli to idzie. Staram się w miarę swoich możliwości, aby sama wyłapywać błędy, lecz nie zawsze mi to wychodzi.
UsuńO ile prolog mi się podobał tak ten rozdział niestety nie zachwyca. Jest w nim dużo błędów - stylistycznych i językowych, a o powtórzeniach już nie wspominam. Przez to wszystko ciężko się czyta. Brakuje mi opisów - szczególnie miejsc, wyglądów a przede wszystkim uczuć. Poza tym zbyt szybko przechodzisz z miejsca na miejsce. Był obiad, a sekundę potem już wybierali się na samolot. Musisz nad sobą jeszcze dużo pracować. Pozdrawiam i powodzenia ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, skoro są błędy - to jakie? Wspominałam w komentarzu wyżej, że moja beta jest w trakcie betowania, więc muszę jeszcze trochę poczekać, aby rozdział był bez błędów.
UsuńTen rozdział od samego początku miał taki być - mało opisów, bo głównie chodziło mi o rozmowy z rodziną. Z reguły tak jest, że jak zjesz obiad (a bardzo ci się spieszy) to od razu gdzieś pędzisz, więc starałam się, aby i w mojej historii była naturalność.
Cały czas ćwiczę nad stylem, nad wszystkim co w tej historii jest dla mnie ważne.
Również pozdrawiam. :)
Kilka błędów i powtórzeń ale przecież człowiek na nich właśnie się uczy :)
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia w pisaniu ;) Pozdrawiam :)